wtorek, 12 sierpnia 2014

Rozdział 2

- Kochanie, długo cię nie było. - na progu zastałam moją mamę.
- Tak, wiem.
- Państwo Robinsonowie przyjechali. Jason też.
O nie. Tylko nie on.
Jason to taki okropny sztywniaczek w garniturze, który ma świra na punkcie swoich włosów i wyglądu. Rodzice przekazali mu firmę, i teraz udaje że ją prowadzi, bo tak na prawdę wcale nie ma o tym pojęcia.
Ah, no i kluczowy punkt. Moi i jego rodzice ubzdurali sobie że ja i on weźmiemy ślub. Od dzieciństwa nas do tego przygotowywali. Chore.
Mają plany połączyć jedną, ohydną i bogatą rodzinkę z drugą ohydną i bogatą rodzinką, i stworzyć z tego trzecią, jeszcze bardziej bogatą rodzinkę.
- Przebierz się ładnie i przyjdź do nas.
Zamierzałam ubrać się w za duży T-shirt i dresy, ale plany poleciały, bo Jason. Jak zwykle.
Założyłam sukienkę i byle jakie szpilki i zeszłam na dół.
- Lilianne, kochanie! - pani Robinson podniosła się z fotela i zaczęła mnie przytulać. - Właśnie rozmawialiśmy na temat waszego ślubu! Usiądź, kochanie.
Jason siedział rozwalony na sofie i miał wszystko w dupie.
- Myślimy - zaczęła moja mama. - Żeby odbył się za dwa, może trzy tygodnie.
- Słucham? - spytałam przerażona.
W wieku 18 lat chcę rozwijać karierę, iść na studia i bawić się życiem, a nie brać ślub, być czyjąś żoną, może nawet... ugh, tonąć w pieluchach, walczyć z
- Ah tak, ty wolałabyś latem, prawda? No cóż, ja uważam, że jednak trzeba zrobić to wcześniej. - odparła moja matka.
Prędzej wyszłabym za tego nieznajomego z ławki niż za Jasona. Nigdy w życiu.
- Nie, mamo, nie chcę ślubu. - mruknęłam.
- Ale kochanie...
- Nie!
- Lilianne Jane Simpson, nie podnoś głosu na matkę! - krzyknął mój ojciec. - Ślub będzie, bo my jako twoi rodzice wiemy co dla ciebie najlepsze!
Wybiegłam z salonu i chwytając z wieszaka płaszcz wybiegłam z domu.
Było bardzo zimno, a deszcz znowu zaczął padać. Spacerowałam bocznymi uliczkami.
Nie chcę ślubu, nie chcę takiego życia...
Chcę być wolna, nie myślę teraz o małżeństwie i dzieciach!
- No proszę kogo ja tu widzę. - usłyszałam stłumiony chichot. Odwróciłam się i zobaczyłam tego samego człowieka, z którym rozmawiałam na ławce przed teatrem. Takie przypadki raczej zdarzają się w głupich książkach, nie w prawdziwym życiu...
- To znowu ty.
- Myślałem, że poszłaś do domu. - odparł wyrównując ze mną tępo.
- No bo poszłam, ale uciekłam na chwilę.
- Mała buntowniczka? - zaśmiał się.
- Żadna buntowniczka... i nie jestem mała.
- Ledwo sięgasz mi do ramienia. - zachichotał.
- Bo jesteś wielki... i w ogóle jakie to chore, w ogóle cię nie znam ale z tobą gadam, znowu cię spotkałam... tak w ogóle, co ty tu robisz? Jesteś bezdomnym? - teraz to ja się zaśmiałam.
- Idę na koncert. - odparł spokojnie.
- Jaki koncert? Dzisiaj jest jakiś koncert?
- W Londynie co chwilę są koncerty, moja panno.  - prychnął.
- No dobrze, to ja może już wrócę do domu. - zwolniłam.
- Nie, przejdź się ze mną! Albo lepiej... chodź na koncert ze mną!
- Ale ja cie nawet nie znam! - zaśmiałam się. - Po za tym nie mam biletów, i... czyj to koncert?
- One Direction.
- Jesteś... jak to się mówi? Boy Directionerem? - uśmiechnęłam się.
- Można to tak ująć... chociaż w sumie byłoby to dziwne, ale nie ważne. - odparł i powoli szedł na przód. - To jak?
- Nawet nie wiem jak masz na imię, to nie jest dobry pomysł.
- Harry. Już wiesz. - przez chwilę chciał się odwrócić twarzą do mnie ale zrezygnował.
- Ale... bilety?
- Mam.
- Ale...
- Daj spokój. - westchnął zatrzymując się. - W tłumie ludzi nic ci nie zrobię. Z resztą jakbym chciał cię skrzywdzić, to zrobiłbym to już dawno.
- To nienormalne!  - zaśmiałam się.
- A jednak. - dołączył do mnie i zaczął się śmiać. - Nadal ja nie znam twojego imienia.
- Lilianne... to znaczy Lily, mów na mnie Lily.
- Piękne.
Dalszą drogę rozmawialiśmy i dużo się śmialiśmy. Tak, to było dziwne.
Gdy dotarliśmy na arenę zdarzyło się coś jeszcze bardziej dziwnego.
Przy wejściach stali ochroniarze kontrolujący bilety. Mój towarzysz żadnego biletu im nie pokazał, tylko na chwilę zdjął czarne okulary (niestety jego twarz nadal z mojej perspektywy zasłaniał kaptur) i mężczyzna bez gadania nas wpuścił.
Prowadził mnie pewnie, jakby znał na pamięć ten stadion i stanęliśmy pod sceną.
- Poczekaj tu na mnie. - powiedział cicho i odszedł.
Co tu się dzieje?
Jestem na koncercie One Direction, nieznajomy którego dzisiaj poznałam mnie tu przyprowadził i gdzieś z niknął... trzeba było wrócić do domu. Lily, jakaś ty głupia...
Światła zaczęły migać i rozległy się pierwsze okrzyki fanek, chłopak nadal nie wracał.
Myślałam że teraz ogłuchnę i że chyba w życiu nie słyszałam głośniejszego dźwięku, ale zmieniłam zdanie gdy pod koniec filmu otwierającego zespół wyszedł na scenę. Nie do opisania. Ten wrzask, piski, światła i oni, jak gdyby nigdy nic tańczą i po prostu dobrze się bawią.
Halo, Lily!
Gdzie on jest do cholery? Może po prostu stąd wyjdę? Tak, to najlepsze rozwiązanie. Zaczęłam się przebijać przez tłum płaczących fanek.
- Proszę, nie wychodźcie z areny wcześniej, bo robi nam się smutno! - krzyknął któryś z zespołu. Odwróciłam się. To był ten... Harry, czy jak mu tam.
Chwila.
Te same spodnie i buty.
Niee, to nie możliwe. Zaśmiałam się z własnej głupoty
 i pokręciłam głową.

Koncert się skończył, fanki nadal piszczały i płakały jeszcze bardziej, a ja stałam sobie tam, gdzie ten chłopak mnie zostawił. Muszę to sprawdzić. Muszę być pewna.
No i proszę, jak na zawołanie zobaczyłam przebijającą się przez tłum, zakapturzoną postać w czarnych okularach.
- Gdzie ty byłeś? - spytałam zdziwiona.
- Poszedłem do kibla i się zgubiłem. - odpowiedział szybko.
Zmarszczyłam brwi.
- Możesz zdjąć na chwilę te okulary i kaptur?
- Po co? Jestem tylko nieznajomym którego już nie spotkasz. - zaśmiał się.
Opuściliśmy arenę i weszliśmy w boczną ulicę, nawet tam były pojedyncze grupki fanek wymieniające się wrażeniami z koncertu.
- Dlaczego ten ochroniarz wpuścił cię bez biletu?
- Nie bez biletu, miałem bilety. - mruknął.
- Nie, nie miałeś. Zdjąłeś tylko okulary. Kim ty jesteś? - spytałam zbita z tropu.


1 komentarz:

  1. Ale faza!!!! Wiedziałam że to Harry no wiedziałam. Rozdział fajny nawt bardzo. I już nie lubię jej rodziców oni są jacyś nienormalni.
    ♥♡

    OdpowiedzUsuń